Tytuł tego wpisu brzmi banalnie i dziwnie. Spieszę na początek z wyjaśnieniem. Oj tak, jestem zakochana w fotografii. Fotografię traktuje jako technikę uchwycenia obrazu w różnych warunkach oświetleniowych, przy czym ważnym elementem jest tu nasza wrażliwość i emocje. Robię zdjęcia amatorsko przy każdej okazji, jednak nienachalnie, nie za wszelką cenę, wolę poczekać, poprosić, przeprosić. Już kiedyś pisałam, że zawsze noszę przy sobie aparat fotograficzny. Nadal tak jest, bo potrafię dźwigać go w dużej torebce jadąc do pracy a nawet na zakupy, bo być może, w międzyczasie moje oczy ujrzą piękny kadr, który mózg będzie chciał utrwalić.
Większość moich ujęć jest spontaniczna ale są też takie wyczekane, zrobione w pocie czoła, albo gdy nastąpiło załamanie pogody, wówczas przemarznięta wracam do domu zadowolona lub nie. Miałam kiedyś ciekawe zdarzenie, jadąc prosto po pracy na spotkanie, zatrzymałam się na polnej drodze i przyglądałam się niebu. Z jednej strony piękne Słońce, które świetnie złociło łany zbóż, pojawiało się i znikało zakrywane rozszarpanymi chmurami a kawałek dalej nadciągały ciężkie burzowe chmury. Stałam na poboczu drogi z aparatem w ręku, tak długo, aż nie powstanie odpowiedni kadr, który sobie wcześniej wyobraziłam. Kadr powstał i było to moje najlepsze ujęcie. Na spotkanie ledwo zdążyłam. Czy ktoś zrozumie fotografa?
Na każdy bliższy lub dalszy wyjazd aparat mam już obowiązkowo z całą resztą ekwipunku: akumulatorami, kartami sd, okablowaniem, ładowarkami, statywem, obiektywami. Obsesja? Nie, pasja, miłość. Przez tą miłość zawsze mam nadbagaż i lekką skoliozę.
Mimo, iż w dzisiejszych czasach świetnie do fotografii nadają się smartfony, to ja bez aparatu fotograficznego czuje się jak bez jednej ręki. Oczywiście w drugiej zawsze jest telefon.
POCZĄTKI MOJEJ PASJI
Zdjęcia robiłam od dziecka, najpierw radziecką Smieną rodziców, kręcąc wszelkimi możliwymi pokrętłami, niewiele rozumiejąc. Później towarzyszyły mojej rodzinie pożyczone aparaty, tylko na uroczystości rodzinne. Wówczas aparat nie był priorytetem. Z resztą, co w komunie fotografować? Po maturze wyjechałam do Niemiec i za pierwsze zarobione tam pieniądze, kupiłam analog na klisze od Panasonica za 99 DM (Marki niemieckie). W latach 90 tych to były duże pieniądze. Ten aparat mam do dziś, ale od lat używam lustrzanek: FUJITSU, Canon. Jak każda pasja pochłania jakieś finanse, fotografia jest tu w czołówce. Jednakże, jeśli coś się kocha, robi się wszystko, aby uzbierać pieniądze na sprzęt fotograficzny i patrzeć na świat okiem obiektywu.
ZERKNIJ na dobrą lustrzankę dla początkujących APARAT CANON podróżników-fotografów.
Kupując jakikolwiek aparat, sprawdź, czy w ofercie jest samo body, czy body i obiektyw. Czytaj opisy zawsze uważnie!
Fotografia to nie tylko sprzęt, to przede wszystkim fotograf. Jego osobowość, emocje, zaangażowanie i wizja. Siedzenie w domu w fotelu, nie jest dobrym rozwiązaniem i pomysłem na życie. Należy wyjść poza strefę komfortu, co bywa trudne. Wymaga pracy, często serwuje nam niewygody i zmęczenie. Zamiast siedzieć w salonie masażu, często pcham się na spacery, wędrówki, czy wyjazdy, z których wracam wykończona i wyglądam, jak straszydło. Ale jaka ja jestem wówczas szczęśliwa, bo przeżyłam coś nowego, nabrałam nowych doświadczeń i przywiozłam na zdjęciach utrwalone wspomnienia, lokalizacje świetnych miejsc, ludzi, emocje. Każdy wyjazd, o którym opowiadam na blogu wizualizuje fotografiami, bo to one sprawiają, że ktoś nowy opuści swoją strefę komfortu. Wszystko o czym tu piszę ma poderwać Was z fotela. Udało mi się to niejednokrotnie, z czego jestem dumna. Nie fotografuję dla poklasku, nigdy nie wysłałam moich zdjęć na żaden konkurs, co nie jest wykluczone w przyszłości. Fotografuje dla siebie, dla ludzi i dla powiewu świeżości.
Staram się ciągle uczyć fotografii, bo w tej dziedzinie, tak wiele i szybko się wszystko zmienia. Jednak dziś ta edukacja jest czystą przyjemnością. Fotografuję podróżując, spacerując, będąc w domu. Fotografuje potrawy, co jeszcze niedawno byłoby obciachem. Robię zdjęcia flat lay, produktowe, pstrykam zdjęcia na instagrama i nie koniecznie są one ustawiane. Robię po kilkadziesiąt zdjęć dziennie, w zależności od nastroju. Bawię się filtrami, obróbką w Lightroomie, szukam światła, ustawień, naturalności.
Najbardziej kocham fotografię podróżnicza, która daje wolność. Brak w niej sztuczności, ustawiania. W prawo i lewo nosi mnie po świecie i gdybym wygrała w totolotka, zamieszkałabym przez rok na każdym kontynencie fotografując, poznając życie mieszkańców, podziwiając krajobrazy, świat roślin i zwierząt. Fotografia wciągnęła mnie, jak narkotyk, mimo, iż smaku narkotyków nie znam. Jeden z moich znajomych kolegów fotografów powiedział, że kiedy on był młody szkoda było mu tracić pieniądze na używki, bo zawsze oszczędzał a potem ładował pieniądze w „sprzęt” Coś w tym jest!
Poniżej kilka zdjęć z poznańskiej Palmiarni. Te zdjęcia mogą być plakatami, fototapetami, obrazami w ramach. Znajdź to miejsce na mapie, poczytaj o nim w internecie, pojedz tam i zrób zdjęcie a potem je wywołaj i zawieś w swoim pokoju. Proste. Zobaczysz, każdego dnia to wspomnienie będzie żywe i twoje własne.
W moim mieszkaniu, w każdym kącie wiszą moje własne zdjęcia. Mało tego, raz na kwartał je zmieniam i tu znów ważny jest nastrój, pora roku, kolorystyka. Ramki do tych zdjęć najczęściej kupuję na targu staroci, następnie je odświeżam i wieszam na ścianie z moją fotografią. Oczywiście, mam też ramki z sieciówek ale najbardziej lubię te stare. W tym miejscu chciałabym Wam podpowiedzieć, w jaki sposób najprościej bez robienia dziur w ścianie zawiesić obrazek lub zmieniać lokalizację obrazków. Nie lubiłam, poprzedniego mieszkania z dziurami w ścianach po obrazkach. Szukałam rozwiązań i znalazłam je na allegro.
Wrzucam link do Gwoździ samoprzylepnych TESA, które u mnie się sprawdzają. Gwoździe można kupić, dobrać do różnego podłoża, nawet płytek w łazience.
Ja preferuję udźwig 2 kilogramy z przeznaczeniem do powierzchni tynkowanych. Na moim Instagramie, w wyróżnionych relacjach DIY pokazałam jak montuje się te gwoździe.
Powodzenia!