Od 2009 roku Wrocław ma swoje kulinarne święto. Jest nim właśnie festiwal smaków nazwany „Europa na widelcu”. A całe to święto zapoczątkował okrągły stół, przede wszystkim ten historyczny, bo później był wielki, okrągły stół o średnicy 24m z potrawami europejskimi na środku rynku. Festiwal ma swój symboliczny termin jest nim pierwszy weekend czerwca. Święto upamiętniające rocznicę pierwszych wolnych wyborów w Polsce, po II wojnie światowej (4 czerwca 1989 r.)
Festiwal tak spodobał się wrocławianom, że postanowili go kontynuować i wpisali na stałe do swojego kalendarza imprez. Dbają o to, aby był coraz ciekawszy, barwniejszy, pełen atrakcji i europejskich pyszności. Przyciągnął tłumy wrocławian i turystów, takich jak my. Usłyszałam o nim w radio i postanowiliśmy tu przyjechać.
Odwiedziliśmy wrocławski rynek dokładnie w sobotę 4 czerwca i zadziwił nas przepych i tłumy ludzi oraz wspaniałe zapachy. Najpierw stoiska z różnych krajów UE prezentowały swoje przysmaki, produkty, które można było kupić. Około południa huczała scena ze znakomitymi gośćmi, jak Robertem Makłowiczem. A nieopodal znajdowały się chyba namioty- kuchnie i kipiały z nich regionalne przysmaki. Aby móc ich w dowolnych ilościach posmakować należało wykupić cegiełkę. Niestety po cegiełki ustawiły się ogromne kolejki, wiec zrezygnowaliśmy obliczając czas na degustację, czas opuszczenia rynku i drogi powrotnej prosto na uroczystość urodzinową. Troszkę szkoda…. Ale i tak emocji było sporo. Dostarczył nam ich świetny występ Roberta Makłowicza, którego uwielbiamy oraz fakt, iż przechodził obok nas. Maks był zachwycony!
Zafundowaliśmy sobie wrocławska książkę kucharską, pyszny austriacki żółty ser z owczego mleka oraz słowiańskie placki ziemniaczane z gęsim pasztetem.
Cała impreza w piekącym słońcu i żarze z garów tak nas wypompowała, że zakończyliśmy ją na wyciskanym soku i szybkiej kawie w Starbucks. Bez kolejki i na wynos…